Przejeżdżamy kilkanaście kilometrów gdy nasz kierowca zatrzymuje się i informuje nas, że jesteśmy przy posterunku strażników parkowych przy Laguna de Oviedo. Wysiadamy na jakimś pustkowiu. Poza kilkoma budynkami mieszkalnymi i asfaltową droga nie ma tu nic specjalnego. Większe miejscowości położone są dużo dalej. Idziemy jednak wskazaną przez kierowcę drogą i po kilkudziesięciu metrach docieramy na skraj Laguny de Oviedo, gdzie z daleka dostrzegamy Szwajcara, który mieszkał z nami w hotelu. Jego wycieczka również tutaj zawitała.
Nad Laguną wita nas miejscowy przewodnik i zaczyna omawiać zasady zwiedzania. Do wyboru mamy trzy warianty wycieczek:
- najtańszy (1600 peso za przewodnika) - polegający na pieszym spacerze wzdłuż kawałka linii brzegowej laguny
- nieco droższy (3200 peso za przewodnika) - obejmujący wycieczkę łodzią po lagunie oraz wizytę w jaskini na przeciwległym brzegu laguny, wewnątrz której można podziwiać zachowane rysunki Indian Taino
- najdroższy - obejmujący wycieczkę łodzią po lagunie, grotę z rysunkami Taino oraz podziwianie występujących na lagunie zółwi.
Decydujemy się na pośredni wariant za 3.200 peso z wycieczką po wodzie. Na brzegu stoi coś w rodzaju platformy widokowej, i to pewnie stąd ogląda są flamingi w najtańszej opcji. Nasz przewodnik odcumowuje łódź i zabiera nas jednak na sam środek Laguny. Najpierw płyniemy na przeciwległy brzeg
Tutaj znajduje się jaskinia...hmm….chyba bardziej odpowiednim słowem byłaby tutaj „grota”, choć i to naciągając. Bądź co bądź stoi tutaj kawałek ściany skalnej bogato pokryty różnymi rycinami naskalnymi, które jeżeli wierzyć wszelkim źródłom, zostały tutaj wykute przez rdzennych mieszkańców tych terenów.
Nie są to jakieś bogate w swej formie dzieła, jednak świadomość z jakiego czasu pochodzą, i że zostały stworzone ręką Indian Taino sprawia, że ciało przeszywa lekki dreszczyk i ma się wrażenie, jak by zaraz zza załomu miał wyjść człowiek z tamtych czasów.
Drugą częścią programu naszej wycieczki jest oglądanie flamingów. W oddali widać duże gromady tych różowych ptaków. Skupiają się one głównie w okolicach płytkich wód przybrzeżnych. Podpływamy nieco bliżej w kierunku poszczególnych gromad tych ptaków, jednak widać, że przewodnik robi to z dużym poszanowaniem dla zwierząt. Nie zbliżamy się do nich bardzo blisko. Raczej płyniemy kawałek w ich kierunku, po czym zatrzymujemy się i ewentualnie płyniemy w stałej od nich odległości aby nie naruszać ich spokoju. To one są tutaj u siebie a my jesteśmy tylko gośćmi. Niestety z tego względu ciężko było mi „upolować” ptaki moim skromnym aparatem. Przydałby się jakiś fotoobiektyw, niemniej jednak poniżej wrzucam parę zdjęć, które udało mi się wykonać.
C.d.n
*Wszystkie zdjęcia własnego autorstwa