Przełamując lokalną serię z półwyspu Snæfellsnes skoczymy dziś w okolice wioski Vík, położonej na południu kraju.
Turyści przyjeżdżają tu głównie dla czarnej plaży Reynisfjara, słynącej z bazaltowych formacji skalnych i podstępnych fal. Widziałyśmy ją w 2019 roku, więc zeszłego lata wpadłyśmy tylko na chwilę, na zasadzie a co nam szkodzi. A to, że dłużej trwały manewry na zatłoczonym parkingu niż sama wizyta.
Tak naprawdę interesował nas niewielki półwysep Dyrhólaey znajdujący się niemal po sąsiedzku. Zwieńczony efektownymi klifami oferuje ładne widoki oraz bliskie spotkania z maskonurami. Andzia bardzo chciała je zobaczyć.
I nie tylko ona, bo niemal wszyscy turyści je uwielbiają. Są tak charakterystyczne dla Islandii jak zorza, wulkany i konie. Nazywam je pafinami od angielskiego puffin. Po islandzku nazywają się lundi. Niezbyt mi się wcześniej podobały - pozbawione proporcji, jakby poskładane z przypadkowych części. Baryłki z wielkimi dziobami. Nie miałam jednak nic przeciwko poznaniu ich bliżej.
Na wierzchołku Dyrhólaey wiało potwornie, utrudniając wypatrywanie ptaków, które gniazdują zazwyczaj na niedostępnych klifach. Śmigały nam tylko od czasu do czasu przed oczami, zadziwiająco szybkie. Gdzie te nieporadne stworzenia, które miały nam pozować?
Snułyśmy się bezładnie wraz z innymi, próbując coś wypatrzeć. W końcu mnie to zmęczyło i zaszyłam się w kącie, czekając aż Andzia skończy obchód. Dopiero wtedy, rozglądając się na spokojnie i bez celu, zauważyłam trawiastą półkę w klifie, a na niej odpoczywające w stadzie pafinki. Siedziały w takim miejscu, że nawet najbardziej bezmyślny turysta nie byłby w stanie zakłócić ich spokojnego życia. Mogłam je obserwować bez końca i - o rany - jakie one były urocze na żywo!
Wszystko mają słodkie - krótkie nóżki z rozcapierzonymi, płetwiastymi stopami, okrągłe brzuszki, małe skrzydła... I one nie chodzą, one tuptają, migając szybko nóżkami i kolebiąc się na boki. Jak w niemym kinie :) Za to w powietrzu są szybkie i zwinne. Machają krótkimi skrzydełkami z niezwykłą prędkością, a ich lot przypomina trochę wodne akrobacje pingwinów. Tuptają też trochę jak one. Co tu dużo mówić, podbiły mnie całkowicie. Zdjęcia ani trochę nie oddają ich uroku.
Gdy po kilkunastu minutach oderwałam w końcu aparat od twarzy zauważyłam, że jeden z ptaków usiadł jakieś dwa metry ode mnie, tuż przed moimi oczami. Niby tyłem, ale zerkając z ukosa, jakby z ciekawością. Wcale nie był płochliwy i pozował dłuższą chwilę, nawet gdy zaczęli się schodzić inni turyści.
Tak oto, po latach, zrozumiałam o co ten cały szum. Pafiny wzięły mnie szturmem :)
Na swojej trasie miałyśmy jeszcze jeden przystanek na ich obserwację, tym razem na wschodnim wybrzeżu. Każdego sezonu gniazduje tam około 20 tysięcy maskonurów, a miejsce jest tak przygotowane, że można niemal spacerować między nimi. Niestety nie zobaczyłyśmy ani jednego. To był już koniec sezonu na maskonury i nie najlepsza pora dnia, więc się z tym liczyłyśmy. Myślę, że tam jeszcze wrócę, bo oczarował mnie zarówno wschód kraju jak i sama wioska Borgarfjörður, w pobliżu której znajduje się stanowisko obserwacyjne
Jak to wszystko wspominam, czy wycieczki lokalne czy dalsze, to już mi się chce gdzieś jechać albo iść w góry. Zima w tym roku leci se w kulki - po śnieżnym styczniu nadszedł mieszany luty, a teraz śnieg leży tylko wyżej w górach. Przytachałam narty z Polski, a wyciąg ani razu nie wystartował. Standardowo zaczyna w lutym, gdy się robi więcej światła w ciągu dnia. W zeszłym sezonie był czynny do połowy kwietnia, więc szansa jeszcze jest. A jak nie, to trudno. Cieszę się, że za progiem czeka lato, a z nim białe noce, świeżutki mech przy strumykach i nowe ścieżki do przejścia.
Islandzkie historie:
Wokół półwyspu Snæfellsnes:
Międzywymiarowa Gra w Klasy
Wodospady Svöðufoss i Kerlingarfoss
Spacer do krateru Búðaklettur
Czarny kościół i wodospad Bjarnarfoss
Klify Hellnar i Arnarstapi
Plaża Djúpalónssandur i tajemniczy krąg
Helgafell, jedna z wielu świętych gór
Islandia wte i wewte:
W stronę Rejkjawiku - Wielorybi Fjord (Hvalfjörður)
Podróż przez interior: przystanek Hveravellir
Landmannalaugar. Czy góry tęczowe są tęczowe?
Lokalnie | aktualnie:
Z Wilsonami pod Grundafoss
Na dziko!
Sumardagurinn fyrsti czyli pierwszy dzień lata
Życie niegdyś morskie
Tu Orzeł
Aktualizacja zimowa